wtorek, 20 sierpnia 2013

POCZEKAM (felieton wyróżniony w konkursie Obserwatora Lokalnego)

Osiem godzin lekcyjnych to nie najlepsza opcja dla przeciętnej nastolatki - jestem przeciętną nastolatką. Natłok informacji dotyczących Bitwy pod Wiedniem i reticulum endoplazmatycznego przyprawiają mnie o zawroty głowy. Wraz z ostatnim dzwonkiem pośpiesznie udaję się do wyjścia. Zatrzaskuję szkolne drzwi, wyrzucam ze swojej głowy Chemie, Historie, Biologie.. Mimowolnie zmierzam się z otaczającą mnie szarą jesienią. Jeszcze parę minut i w końcu napiję się gorącej herbatki, otulę ciepłym kocem.

Wszędzie dobrze, lecz w domu najlepiej. Muszę tylko przebrnąć przez drogę na przystanek. Liczę kroki. Mam świadomość tego, że każdy jeden przybliża mnie do mojego ciepłego kąta.  Jeden, drugi, ..., trzydziesty - jestem. Autobus przyjedzie za osiem i pół minuty. Poczekam - pomyślałam.  Jakbym miała jakieś inne wyjście. Rozglądam się czy nie ma w pobliżu kogoś z kim osiem minut zamieniło by się w jedną. Nie widzę znajomych twarzy... No tak, w końcu wybiegłam ze szkoły jakby podpalili w niej kwas pirynowy. Ostatecznie zajmowanie się nieznajomymi też może być ciekawe. I tak nie mam nic innego do roboty...

Jako pierwsza w oczy rzuciła mi się jasnowłosa piękność. Nie tylko mi. Była obiektem zazdrości wśród spoglądających kobiet i naturalnie rzecz biorąc westchnień mężczyzn. Jej długie blond włosy opadały na bladą, nieskazitelną cerę. Opuszkami palców poprawiała grzywkę odsłaniając tym samym niebieskie oczy, podkreślone rzęsy i idealne rysy twarzy. Lekko oderwała wargi, zobaczyłam nieśmiały, uroczy uśmiech. Ideały jednak istnieją - pomyślałam. Na ławce obok pochylona babunia kołysze się z prawej strony na lewą, i z lewej na prawą. Zupełnie jakby słyszała jakąś melodię. Chustka na głowie przysłania jej siwe włosy, zasłania zmarszczki. Obolałe nogi podtrzymują trzy torby po brzegi wypełnione zakupami. Wyraźnie widać, że chwila na ławeczce sprawia jej przyjemność; to chwila odpoczynku. "Mamusiu, zaczekaj!" Odwróciłam głowę. Chłopiec biegnie za matką usilnie starając się ją dogonić. W jego oczach rysuje się strach. Kobieta, choć w obcasach, to pewnie potrafiłaby dogonić swój własny cień. Dziecko będąc ciągle dwa kroki za matką podaje jej rękę. Ta szarpie ją, przywołując chłopca do porządku. Szybko znikają za rogiem niebieskiego sklepiku. Nerwowo spoglądam na zegarek. Sześć minut. W myślach: poczekam.

Wracam do obserwacji. Może teraz przystanek obok. Tuż przy samym krawężniku zakochana para nie szczędzi sobie czułości. Chłopiec delikatnym muśnięciem pocałował ukochaną w czoło. Dziewczyna stanęła na palcach, wyprostowała się  i lekko podskakując, uwiesiła mu się na szyi. Spuściłam wzrok. Na nich nie mam siły patrzeć... Chodnikiem kroczy typowe małżeństwo. Nie trzymają się za ręce. Starszy mężczyzna choć jest u boku żony to ani myśli przepuścić okazji. Ogląda się za nastolatkami, które mogłyby być w wieku jego córki!  Ktoś trąbi. Odwracam głowę - jakiś mężczyzna w samochodzie wymachuje rękoma, krzyczy, choć pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że go nie słychać. Może to i lepiej...  Powód tej gorączki? Dzieciaki wybiegły ze szkoły, wkroczyły na jezdnię.  Gdzieś na drugim końcu rynku stoją "kolesie" z muzyką puszczoną na ful. Chyba nie interesuje ich fakt, że nie przepadam za hip hopem. Zerknęłam na wieżę zegarową... Cztery minutki. Poczekam.


Odwracam się na pięcie. Tak jak myślałam. Niezawodne towarzystwo zawsze na swoim miejscu. Panowie, którzy za pięć złotych lub za już kupione winko skoczyliby w ogień, konwersują na ławeczce. Swoją drogą ciekawe, czy bułkę przyjęliby z podobnym entuzjazmem, co swój ulubiony przysmak. Odpowiedziałam sobie na to pytanie - ponury uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Szukam kolejnego obiektu do obserwacji. Po raz kolejny odwracam głowę. W ułamku sekundy na mój policzek ląduje mała kropla. Unoszę wzrok. Deszcz. Pada deszcz. Nagle, zupełnie jakby na komendę  "Trzy, dwa, jeden, start!" ludzie zaczynają biec. Biegają bez sensu tam i z powrotem. Rozkładają parasole, zakładają chusty na głowę - wszystko w pośpiechu. Zupełnie jakby wpadli w jakiś niepohamowany szał. Wciągu kilku sekund wcześniejsze obrazy zniknęły: zakochana para ani myśli rozpocząć romantyczny taniec w deszczu, hip-hopowcy porzucili swój styl i uciekli, starsze małżeństwo czeka w samochodzie - mąż nie przygarnął zmokniętej blondynki, nawet niezawodne towarzystwo zawiodło i schowało się pod dach. Cisza jak makiem zasiał. Słychać tylko delikatne "Kap, kap, plum, plum..".  Spoglądam na zegarek. Dwie minuty. Poczekam...

Michalina W.

1 komentarz:

  1. W poszukiwaniu zyskanego czasu - jako że obserwatorzy życia tak naprawdę go nie tracą! Refleksyjnie i ciekawie, Michalino, oby tak dalej, również na studiach!

    OdpowiedzUsuń