Osiem
godzin lekcyjnych to nie najlepsza opcja dla przeciętnej nastolatki - jestem
przeciętną nastolatką. Natłok informacji dotyczących Bitwy pod Wiedniem i
reticulum endoplazmatycznego przyprawiają mnie o zawroty głowy. Wraz z ostatnim
dzwonkiem pośpiesznie udaję się do wyjścia. Zatrzaskuję szkolne drzwi, wyrzucam
ze swojej głowy Chemie, Historie, Biologie.. Mimowolnie zmierzam się z
otaczającą mnie szarą jesienią. Jeszcze parę minut i w końcu napiję się gorącej
herbatki, otulę ciepłym kocem.
Wszędzie
dobrze, lecz w domu najlepiej. Muszę tylko przebrnąć przez drogę na przystanek.
Liczę kroki. Mam świadomość tego, że każdy jeden przybliża mnie do mojego
ciepłego kąta. Jeden, drugi, ..., trzydziesty - jestem. Autobus
przyjedzie za osiem i pół minuty. Poczekam - pomyślałam. Jakbym
miała jakieś inne wyjście. Rozglądam się czy nie ma w pobliżu kogoś z kim
osiem minut zamieniło by się w jedną. Nie widzę znajomych twarzy... No tak, w
końcu wybiegłam ze szkoły jakby podpalili w niej kwas pirynowy. Ostatecznie
zajmowanie się nieznajomymi też może być ciekawe. I tak nie mam nic innego do
roboty...
Jako
pierwsza w oczy rzuciła mi się jasnowłosa piękność. Nie tylko mi. Była obiektem
zazdrości wśród spoglądających kobiet i naturalnie rzecz biorąc westchnień
mężczyzn. Jej długie blond włosy opadały na bladą, nieskazitelną cerę.
Opuszkami palców poprawiała grzywkę odsłaniając tym samym niebieskie oczy,
podkreślone rzęsy i idealne rysy twarzy. Lekko oderwała wargi, zobaczyłam
nieśmiały, uroczy uśmiech. Ideały jednak istnieją - pomyślałam. Na
ławce obok pochylona babunia kołysze się z prawej strony na lewą, i z lewej na
prawą. Zupełnie jakby słyszała jakąś melodię. Chustka na głowie przysłania jej
siwe włosy, zasłania zmarszczki. Obolałe nogi podtrzymują trzy torby po
brzegi wypełnione zakupami. Wyraźnie widać, że chwila na ławeczce sprawia jej
przyjemność; to chwila odpoczynku. "Mamusiu,
zaczekaj!" Odwróciłam głowę. Chłopiec biegnie za matką usilnie starając się
ją dogonić. W jego oczach rysuje się strach. Kobieta, choć w obcasach, to
pewnie potrafiłaby dogonić swój własny cień. Dziecko będąc ciągle dwa kroki za
matką podaje jej rękę. Ta szarpie ją, przywołując chłopca do porządku. Szybko
znikają za rogiem niebieskiego sklepiku. Nerwowo spoglądam na zegarek. Sześć
minut. W myślach: poczekam.
Wracam
do obserwacji. Może teraz przystanek obok. Tuż przy samym krawężniku zakochana
para nie szczędzi sobie czułości. Chłopiec delikatnym muśnięciem pocałował
ukochaną w czoło. Dziewczyna stanęła na palcach, wyprostowała się i lekko
podskakując, uwiesiła mu się na szyi. Spuściłam wzrok. Na nich nie mam siły
patrzeć... Chodnikiem kroczy typowe małżeństwo. Nie trzymają się za ręce.
Starszy mężczyzna choć jest u boku żony to ani myśli przepuścić okazji. Ogląda
się za nastolatkami, które mogłyby być w
wieku jego córki! Ktoś trąbi. Odwracam głowę - jakiś mężczyzna
w samochodzie wymachuje rękoma, krzyczy, choć pewnie nie zdaje sobie sprawy z
tego, że go nie słychać. Może to i lepiej... Powód tej gorączki? Dzieciaki
wybiegły ze szkoły, wkroczyły na jezdnię. Gdzieś na drugim końcu rynku
stoją "kolesie" z muzyką puszczoną na ful. Chyba nie interesuje ich
fakt, że nie przepadam za hip hopem. Zerknęłam na wieżę zegarową... Cztery
minutki. Poczekam.
Odwracam
się na pięcie. Tak jak myślałam. Niezawodne towarzystwo zawsze na swoim
miejscu. Panowie, którzy za pięć złotych lub za już kupione winko
skoczyliby w ogień, konwersują na ławeczce. Swoją drogą ciekawe, czy bułkę
przyjęliby z podobnym entuzjazmem, co swój ulubiony przysmak. Odpowiedziałam
sobie na to pytanie - ponury uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Szukam
kolejnego obiektu do obserwacji. Po raz kolejny odwracam głowę. W ułamku
sekundy na mój policzek ląduje mała kropla. Unoszę wzrok. Deszcz. Pada deszcz.
Nagle, zupełnie jakby na komendę "Trzy, dwa, jeden, start!"
ludzie zaczynają biec. Biegają bez sensu tam i z powrotem. Rozkładają parasole,
zakładają chusty na głowę - wszystko w pośpiechu. Zupełnie jakby
wpadli w jakiś niepohamowany szał. Wciągu kilku sekund wcześniejsze obrazy
zniknęły: zakochana para ani myśli rozpocząć romantyczny taniec w deszczu,
hip-hopowcy porzucili swój styl i uciekli, starsze małżeństwo czeka w
samochodzie - mąż nie przygarnął zmokniętej blondynki, nawet niezawodne
towarzystwo zawiodło i schowało się pod dach. Cisza jak makiem zasiał. Słychać
tylko delikatne "Kap, kap, plum, plum..". Spoglądam na zegarek.
Dwie minuty. Poczekam...
Michalina W.
Michalina W.
W poszukiwaniu zyskanego czasu - jako że obserwatorzy życia tak naprawdę go nie tracą! Refleksyjnie i ciekawie, Michalino, oby tak dalej, również na studiach!
OdpowiedzUsuń